Rok 1982. Trzeci miesiąc stanu wojennego. Dziennikarz Marek Labus kradnie z bazy samochodowej ciężarówkę i jedzie w Polskę. Zostaje zwolniony z pracy w gazecie. Pracuje dla gangu przemytniczego. Pisze o tym artykuł i wysyła do "Tygodnika". Naczelny zamiast nazwiska daje pseudonim i drukuje tekst. Marek zarobione pieniądze przekazuje zaprzyjaźnionym ekologom.
Oglądam go już ponad godzinę i zupełnie nie rozumiem sensu fabuły. Szara, ponura Polska lat Stanu Wojennego, facet kradnie ciężarówkę i nią jedzie. Bardzo średni film, tak naprawdę o niczym. Można obejrzeć jedynie jako ciekawostkę i argument przeciwko tym, którzy powtarzają "dawniej to filmy były lepsze".
Na planie zebrano kwiat aktorstwa, zadbano o dobre zdjęcia zimowe, idea fabuły też nie jest najgorsza. Co więc poszło nie tak? Dlaczego powstał film, o którym pewnie wszyscy zaangażowani chcieliby zapomnieć? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. O filmie piszę na www.przez6kontynentow.pl w dziale "Filmowym szlakiem po...
więcej