Na wstępie już chciałbym podkreślić, że film jest maksymalnie przesłodzony. Na próżno szukać tu głębi, bo jedyne, co znajdziecie, to ogromne dziury w scenariuszu. Twórcy ostro przesadzają w wielu
Na wstępie już chciałbym podkreślić, że film jest maksymalnie przesłodzony. Na próżno szukać tu głębi, bo jedyne, co znajdziecie, to ogromne dziury w scenariuszu. Twórcy ostro przesadzają w wielu momentach. A więc czemu jestem na tak? Bohater filmu Carl Allen to zwykły czterdziestolatek przeżywający kryzys wieku średniego. Od spodu wyżera go jednak nudna rutyna. Z łóżka wstaje, aby usiąść na krześle w pracy. Z biura wychodzi, aby wrócić prosto do domu. Swą jaskinię opuszcza tylko wtedy, gdy najdzie go ochota na obejrzenie filmu z wypożyczalni. Tak właśnie wygląda jego każdy dzień. Wolne chwile woli spędzać w samotności niż z kumplami, a każdej propozycji, jaka mu się nadarza, mówi: Nie! Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Swoje nastawienie do życia ma zmienić pojawienie się przyjaciela sprzed lat, który namawia go na zobaczenie pokazu pewnego guru. W mózgu Carla nie zachodzi żadna burza ani inna reakcja, ale przysiągł przy setce pozostałych ludzi na pokazie, że od dziś na wszystko będzie odpowiadał: tak. Bez względu na to, czy komputer zaproponuje mu powiększenie penisa, czy bezdomny poprosi go o specjalne zachcianki, on musi się na to zgodzić. Zapewne większość z was sądzi, że znalazł się w beznadziejnej sytuacji. W końcu, wyobraźcie sobie choćby jeden normalny dzień, w którym nie możecie powiedzieć słowa 'nie', ale ciągle powtarzać 'tak'. Nadużywający tego pierwszego słowa Carl, wstąpił na nową drogę życiową. Na początku z niechęcią musi zgodzić się na kilka propozycji, ale jakiś czas później odkrywa magię słowa 'tak'. Poznaje nowych ludzi, spełnia swoje marzenia, i w końcu staje się nowym człowiekiem. Fabuła jest łatwa i przyjemna. W końcu, sądząc po opisie, plakatach, zwiastunach i reklamach, nie można się nastawiać na trudne dzieło egzystencjalne. Wystarczy nastawić się na dobrą komedię. Scenariusz jest naszprycowany wieloma genialnymi gagami. W końcu w roli głównej mamy świetnego Jima Carreya, który po raz kolejny robi to, co umie najlepiej: rozśmiesza. Sam nie mogę sobie wyobrazić nikogo innego w scenach śmierci na kanapie czy robienia minek w biurze. "Jestem na tak" można określić jego mistrzowskim powrotem do formy, bo po rolach w filmach typu "Numer 23" tylko odstraszał. Mimo 40 lat na karku i 20 na scenie potrafi zrobić show, co doskonale udowodnił. Mistrzostwem gatunku może i nie jest, ale to wyśmienita komedia na wolny wieczór. Tylko prawdziwy smutas wyjdzie z sali kinowej bez uśmiechu na twarzy. Ponadto film skłania do refleksji. Ja sam po seansie zastanawiałem się, czy nie stać bardziej otwarty i zacząć mówić wszystkiemu, co żyje: tak. W przypadku tego filmu nie mam wątpliwości: jestem na tak.